Puchar i Mistrzostwa Polski Skrwilno 2022

9 lipca 2022.

Etap Pucharu Polski Nordic Walking w Skrwilnie, czyli mój pierwszy start na pięć kilometrów w tym sezonie oraz debiut w drużynie Stowarzyszenia Kultury Fizycznej „Wytrwam” okazał się wyjątkowo udany. Reprezentacja Stowarzyszenia obstawiła podium zdobywając łącznie dziewięć miejsc w kategoriach wiekowych na wszystkich trzech dystansach. Mój osobisty sukces to zdobycie trzeciego miejsca w kategorii wiekowej oraz jedenastego w klasyfikacji generalnej z czasem 33:57. Indywidualny cel – przebicie 35 minut – osiągnięty z minutową nawiązką. Oznacza to utrzymanie formy z zeszłego sezonu, pomimo typowo „zimowych” przygotowań – wyłącznie treningów podstawowych (tlenowych) oraz niekiedy ogólnorozwojowych. Do życiówki zabrakło sekundy lub dwóch, lecz myślę, że włączenie treningów tempowych oraz interwałowych pozwoli poprawić wynik jeszcze w tym sezonie.

Dekoracja zawodników w kategorii M30-39

Niezwykle kręta trasa zawodów, ułożona na terenie Nadleśnictwa Skrwilno oraz parku znajdującego się przy rzece Skrwie, wydawała się być wytyczona nieco na siłę. Tylko około połowa trasy biegła po nawierzchni leśnej, wzorcowej do uprawiania Nordic Walking. Wmieszanie w jej przebieg fragmentów chodnikowych, przejścia przez asfaltową ulicę oraz wąskiej ścieżki z nawierzchni mineralnej, nie sprzyjało utrzymywaniu właściwej techniki marszu. Być może stąd wynikała niezwykle duża ilość żółtych kartek – na około dwustu startujących zawodników przyznano ich nieco ponad sto, niektórym uczestnikom wielokrotnie. Momentami trasa była wręcz niebezpieczna – dość głęboka koleina przylegająca do utwardzonej ścieżki stwarzała realne zagrożenie kontuzją. Było to kłopotliwe zwłaszcza w momencie, gdy na trasie znaleźli się zawodnicy z dystansu „sprinterskiego”, którzy musieli wyprzedzać startujących w dłuższych konkurencjach. Mam wrażenie, że przy wytyczaniu trasy bardziej liczył się walor krajobrazowy niż techniczna poprawność rywalizacji. Przepiękny park z malowniczym mostkiem nad snującą się w okolicy rzeczką jest niewątpliwie ciekawą atrakcją turystyczną, niekoniecznie jednak miejscem dobrym na organizację imprezy Nordic Walking, zwłaszcza rangi Mistrzostw Polski. Niekorzystne wydaje się także bardzo mocne rozbicie kategorii wiekowych, w niektórych przypadkach nawet co pięć lat. Moim zdaniem nie sprzyja to rywalizacji – przez tak mocny podział, w niektórych kategoriach startowały dosłownie po dwie osoby, co nie pozwalało nawet zapełnić podium. Ciężko jednak winić organizatora za frekwencję. Nieco ponad dwieście osób na imprezie rangi mistrzowskiej to niezbyt liczne grono.

Pomimo tych niedogodności warto też zwrócić uwagę na atuty imprezy w Skrwilnie. Pętla o długości pięciu kilometrów dawała większy komfort rywalizacji w stosunku do często spotykanego wariantu dwu i pół kilometrowego. Było to szczególnie istotne dla zawodników startujących w półmaratonie. Kolejny aspekt to zdecydowana poprawa sędziowania, zarówno ze względu na ilość sędziów jak i wprowadzenie kar czasowych dla zawodników z większą ilością żółtych kartek. W dyscyplinie, której główna wartość zdrowotna osiągana jest tylko pod warunkiem utrzymania poprawności technicznej, pilnowanie tej poprawności zawsze powinno stać ponad czystym wynikiem czasowym. Kwestii zasadności przyznawania ostrzeżeń poszczególnym zawodnikom nie jestem w stanie ocenić. Zawsze jednak zakładam, że na trasach zawodów renomowanych federacji stoją kompetentni sędziowie. Otrzymałem jedną pochwałę oraz dwie drobne uwagi, które moim zdaniem były trafne, więc osobiście zarzutów co do jakości sędziowania nie mam. Brakuje jednak elementu znanego chociażby z cyklu „Korona Polski”, czyli nagradzania zawodników prezentujących najlepszą technikę. Wydaje mi się, że motywowanie do poprawy poprzez wyróżnienie ma bardziej pozytywny wpływ niż system kartek i kar czasowych.

Miłym zwieńczeniem imprezy był występ lokalnej orkiestry dętej pod koniec zawodów i podczas wręczania nagród. Moim zdaniem muzyka na żywo zawsze się obroni, stworzyło to naprawdę przyjemny klimat i urozmaiciło dekorację.

Do Skrwilna z pewnością wrócę za rok, sprawdzić się na malowniczej, oby mniej krętej trasie.

Mój debiut w drużynie Stowarzyszenia „Wytrwam”

Wiosenna wędrówka Żur – Osie

30 kwietnia 2022.

Piesza wędrówka z Żuru do Osia wśród wiosennej, budzącej się przyrody. Był to typowo rekreacyjny, szybki spacer z aparatem w ręku i dużo zabawy w makrofotografię. W samym Osiu uchwyciłem kilka ciekawych zabytków architektury drewnianej – cały czas zamieszkane drewniane chaty, utrzymane w naprawdę dobrym stanie.

Trasa:

Dystans:12 km
Nawierzchnia:gruntowa, szutrowa, asfaltowa
Profil:płaski
Idealna do:power walking/aktywny marsz
Punkt orientacyjny:Parking przy stawach hodowlanych, Żur:
https://osm.org/go/0PIE_g_1W?m=

Ultra Nordic Walking World Records 2022

23 kwietnia 2022.

Pomysł uczestnictwa w długodystansowych zawodach Nordic Walking chodził mi po głowie od bardzo dawna. Zastanawiało mnie przede wszystkim, jakiego rzędu odległości można pokonać posługując się pełną techniką, na ile to rzeczywiście pomaga w marszu, ile będę w stanie utrzymać wydłużony krok i intensywną pracę ramion. Ciekawiła mnie zwłaszcza różnica pomiędzy efektywnością naturalnego marszu a Nordic Walking na dystansach maratonu i dłuższych – jednym z moich ulubionych zajęć są dalekie piesze wędrówki, zawsze chciałem wzbogacić je o użycie kijów. Okazja do zbadania moich narastających wątpliwości pojawiła się już całkiem niedługo.

Gdy dowiedziałem się o zawodach Ultra Nordic Walking World Records 2022, decyzja zapadła dosłownie w klika sekund. Ultramaraton Nordic Walking w mieście do którego akurat się przeprowadzałem, sędziowana trasa w malowniczej okolicy, klika wariantów dystansowych i czasowych – po prostu nie mogło mnie tam nie być. Wybrałem wariant dwunastogodzinny. Zasada jest bardzo prosta – zawodnicy poruszają się po pętli obstawionej sędziami przez dwanaście godzin – kto przejdzie dłuższy dystans, ten wygrywa. Było to prawie rok przed samym startem, więc należało opracować przynajmniej ogólny plan przygotowań. Zakładał on półmaratony Nordic Walking co dwa-trzy tygodnie i przynajmniej dwa maratony w kilkumiesięcznych, w miarę równomiernych odstępach. Oczywiście, jak to bywa z ambitnymi planami, często nie udaje się ich w pełni zrealizować. Tak też było w moim przypadku – do dnia startu miałem na koncie jeden półmaraton Nordic Walking i kilka dłuższych pieszych wędrówek. Oczywiście pomijam tu codzienną rutynę treningową, czyli kilkukilometrowe dystanse i ćwiczenia wzmacniające. Dłuższe jednostki treningowe pozwoliły, przynajmniej pobieżnie, sprawdzić obuwie, ubiór, żywność i całą tę „logistykę” mającą zapewnić mi znośne samopoczucie przez cały czas trwania rywalizacji.

Sobota, 23 kwietnia 2022, zapowiadała się słonecznie. Poranne słońce, brak wiatru oraz prognoza wykluczająca opady zwiastowała udaną rywalizację w dobrych warunkach. To już dużo, zwłaszcza że zawodnicy startujący na 100 mil musieli spędzić na trasie ponad 24 godziny. Około ósmej rano, wraz ze spontanicznie zorganizowanym supportem – moim tatą, zameldowaliśmy się w biurze zawodów na terenie Osady Leśnej Barbarka. Rozpakowaliśmy zapasową odzież w specjalnie wyznaczonej hali i udaliśmy się do strefy bufetu, będącej jednocześnie punktem startu i zakończenia trasy w formie pętli. Tam rozłożyliśmy żywność – soki owocowe i warzywne, dwie kiście bananów, wafle ryżowe i gruzińskie chaczapuri. Do tego jakieś drobniejsze przekąski, właściwie wszystko, co nasunęło się pod rękę w domu i miało jakiekolwiek węglowodany. Wtedy jeszcze wydawało mi się, że jest to naprawdę dobrze skompletowana dieta.

Odprawa przed startem.

Start zaplanowany był na godzinę 9.00. Bezpośrednio przed tym odbyła się krótka odprawa, omówienie trasy i zasad współzawodnictwa a także sprawdzenie długości kijów. Po dziesięciosekundowym odliczaniu, punktualnie o wyznaczonej godzinie, wraz z kilkunastoosobową grupą ruszyłem na trasę mojego pierwszego w życiu ultramaratonu.

Start zawodników rywalizujących w konkurencji na 12 godzin.

Początkowe okrążenia przebiegły w luźnej atmosferze – był to właściwie pierwszy moment, w którym można było spokojnie porozmawiać ze znajomymi, wcześniej każdy zajęty był rozkładaniem żywności, odzieży i załatwianiem niezbędnych formalności. Kilka początkowych okrążeń pokonałem ze znajomym w założonym przez niego tempie, które mi także odpowiadało. W pewnym momencie zaczęła wyprzedzać nas jedna z utytułowanych zawodniczek, startująca na dłuższym dystansie. Szybka myśl – spróbować utrzymać jej tempo. Nie było w tym żadnej kalkulacji, czysta intuicja. Zwłaszcza nie zważałem na fakt, że był to dopiero początek, być może druga godzina zmagań. Po dwóch szybkich okrążeniach ujawnił się pierwszy popełniony przeze mnie błąd – zbyt ciepła odzież. Temperatura rano wynosiła zaledwie kilka stopni, wobec tego zdecydowałem się na długie spodnie i bluzę z długim rękawem. „Ściganie się” w tak ciepłej odzieży poskutkowało przegrzaniem, skokiem tętna, co zmusiło mnie do całkowitej zmiany odzieży. Na szczęście była to dobra „inwestycja” czasowa – kilkanaście minut postoju sprawiło, że powróciło uczucie rześkości i komfortu termicznego. Pozwoliło to sprawnie „połykać” kolejne okrążenia.

Początek zmagań.

Przejście przez granicę maratonu okazało się niezwykle problematyczne. Po trzydziestym kilometrze dopadł mnie dość mocny kryzys, związany przede wszystkim z niedostatecznym dotychczas odżywianiem oraz problemem z butami. Zaniedbywanie odżywiania przez początkowe okrążenia poskutkowało wyjątkowo nieprzyjemnym spadkiem siły. Do tego konieczność zmiany butów i skarpet. Jak się okazało, zwykłe bawełniane skarpety zupełnie nie nadają się do pokonywania tak długich dystansów, gdyż gromadzą wilgoć zamiast ją odprowadzać. Spowodowało to irytujące otarcia na stopach, które wkrótce zamieniły się w piekące bąble. Czujny sędzia zauważył moją chwilową niedyspozycję – zalecił mi kilkanaście minut odpoczynku oraz prewencyjnie zmierzył saturację. Dłuższa przerwa „obiadowa” oraz wymiana całej obuwniczej garderoby, pozwoliły mi wrócić na trasę. Wymagało to jednak wewnętrznej samomotywacji, składającej się głównie ze strumienia niecenzuralnych wyrażeń.

W okolicy strefy bufetu – Osada Leśna Barbarka

Kolejne kilometry były wewnętrzną walką o każde okrążenie. Przypadły one na wczesne popołudnie, czyli najcieplejszą porę dnia. Na niezadrzewionych fragmentach trasy panowała dość wysoka temperatura, słońce na bezchmurnym niebie powodowało wrażenie spiekoty. Okrążenia pokonywałem wtedy „dwójkami” i „trójkami”, przedzielonymi krótszymi i dłuższymi przerwami, aby nie myśleć o całkowitym dystansie. Planowanie tylko kilku okrążeń wprzód okazało się bardzo dobrą strategią myślową, pozwalało odciągnąć głowę od faktu konieczności maszerowania jeszcze przez co najmniej kilka godzin i sprawnie zaplanować żywienie oraz przerwy. Dobrym pomysłem było także podjadanie z bufetu orzeźwiających przekąsek – kawałków pomidorów, bananów oraz pomarańczy – na każdym okrążeniu. Wymagało to jedynie chwilowego zatrzymania, pozwalało natomiast dostarczyć niezbędne mikroelementy oraz utrzymać uczucie orzeźwienia. Warto zwrócić uwagę na fenomenalną pracę wolontariuszy w strefie bufetu, którzy pilnowali, aby zawodnicy mieli cały czas „pełną michę”. Można było wręcz zamówić napój lub kanapkę na zapas – na następnym okrążeniu przygotowane posiłki czekały już na zawodnika. To właśnie ta fenomenalna opieka nad zawodnikami sprawiała, że pomimo okrutnego zmęczenia, dało się do końca zachować poczucie komfortu.
Po południu i pod wieczór temperatura zaczęła spadać, zwiększał się także wiatr. Nastały warunki, w których czułem się najlepiej. Częstsze posiłki i krótkie, ale regularne przerwy pozwoliły mi odzyskać siły. Wtedy udało się też zwiększyć tempo i płynność pokonywania okrążeń, wszelkie kryzysy odpuściły, samopoczucie ustabilizowało się. Ten stan udało się utrzymać aż do samego końca. Finałowi naszych zmagań towarzyszył malowniczy, czerwieniący nieliczne chmury zachód słońca. Po nastaniu wieczornej szarości, organizatorzy poinformowali nas o konieczności użycia latarek czołowych. Wtedy właśnie rozpoczął się najbardziej urokliwy etap marszu – cała trasa oznaczona była odblaskowymi słupkami, w świetle latarki tworzyło to wrażenie poruszania się po leśnej „autostradzie”. Gdzieś w oddali migały czerwone lampki poprzedzających zawodników, ich sylwetki nie były już widoczne w mroku. Wiatr osłabł, w lesie nastała nocna cisza, mącona jedynie rytmicznym stukotem kijów.

Oczekiwanie na domiar w świetle latarki czołowej. W tle widoczne ostatki zachodu słońca.

W tym niezwykłym nastroju, punktualnie o 21.00 zakończyłem swój pierwszy ultramaraton Nordic Walking. Na ostatnie okrążenie wyruszyłem z asystą jednego z organizatorów, który mierzył dokładny czas do końca i podał sygnał do zatrzymania się. Czekając na domiar dystansu mogliśmy podziwiać ostatnie promienie słońca na granatowo-purpurowym pasie horyzontu. Podczas dwunastu godzin rywalizacji udało mi się pokonać 72.6 km w pełnej technice marszu z kijami, za co zostałem wyróżniony przez sędziów. Szczególną uwagę chciałbym zwrócić na organizację zawodów – naprawdę kompetentni i mili sędziowie, stała opieka nad zawodnikami, pomocni wolontariusze w strefie bufetu, smaczne przekąski a nawet możliwość skorzystania z masażu u fizjoterapeutki. Wszystko to stworzyło niezwykły, naprawdę przyjazny klimat. Myślę, że każdy zawodnik czuł się tu „jak u siebie” i wróci na kolejną edycję zawodów za rok. Ja z pewnością i każdemu polecam.

Dekoracja zawodników następnego dnia. Odbiór wyróżnienia za najlepszą technikę Nordic Walking.

Zawody te były dla mnie cenną lekcją, przede wszystkim strategii i organizacji. Poniżej zestawiam zbiór wszystkich elementów do poprawy na następne ultramaratony:

  • Lekka odzież od samego startu aby uniknąć przegrzania. Wydaje mi się, że lepiej ubrać się za lekko i ewentualnie nałożyć na siebie coś dodatkowego w trakcie marszu, niż przegrzać się i dopiero wtedy chłodzić.
  • Naprawdę dobre buty, najlepiej dwie pary. Stopa podczas tak długiego marszu nabrzmiewa, więc warto wziąć buty o rozmiar większe niż te na krótkie treningi. W moim przypadku dobrze sprawdzają się buty z szerokim śródstopiem, pozwalają uniknąć odcisków między palcami i krwiaków pod paznokciami.
  • Poliestrowe, sportowe skarpetki. Żadnych elementów bawełnianych. Bardzo przydatne są także stuptuty, które zapobiegają dostawaniu się kamieni i pyłów do buta.
  • Częste, regularne i krótkie przerwy zamiast rzadszych i dłuższych. Częste i regularne posiłki oraz napoje w niewielkich porcjach, nawet gdy aktualnie nie chce nam się jeść lub pić.
  • Napoje elektrolitowe. Soki owocowe i warzywne sprawują się nieźle, natomiast warto zaopatrzyć się także w dedykowany napój elektrolitowy.
  • Równe, własne tempo. Gonienie mocniejszych zawodników w przypadku tak długich zawodów może zakończyć się potężnym kryzysem.
  • Dobre przygotowanie treningowe. Wielu błędów można uniknąć, znając swoje możliwości na wcześniej pokonanym dystansie, np. maratonu. Jest to także dobry test żywności, odzieży i obuwia.
  • Myślenie etapami, rozkładanie strategii na najbliższe kilka okrążeń. Myślenie o całości dystansu może być demotywujące, zwłaszcza w chwilach kryzysu. Należy skupić się na kilku najbliższych okrążeniach i rozplanować przerwy według aktualnego samopoczucia.
  • Myślenie o kryzysach. Każdy kryzys przechodzi – najważniejsze to znaleźć jego przyczynę. Może być to źle dobrane tempo, niewłaściwe odżywianie, problemy ze sprzętem lub chociażby tymczasowa słabość. Najważniejsze, to zdać sobie sprawę, że jest to chwilowe i minie.
  • Support. Asysta osoby, która podaje żywność i napoje, bardzo skraca czas postojów. Poza tym zyskujemy kibica, który wspiera nas w gorszych momentach, co bardzo motywuje do dalszej walki.
Przygotowanie do startu w stylu „jakoś to będzie”.

Lewobrzeże Zbiornika Gródek

27 marca 2022.

Zbiornik retencyjny Gródek rozlewa się w zakolu rzeki Wdy pomiędzy miejscowościami Buczek oraz Rówienica, wyznaczając naturalną granicę Wdeckiego Parku Krajobrazowego. Tworzy go zapora wraz z zabytkową, międzywojenną elektrownią wodną znajdująca się w Gródku, stąd właśnie pochodzi nazwa zbiornika. O ile prawy brzeg zbiornika jest lokalną atrakcją turystyczno-rekreacyjną, jego lewy brzeg jest prawie nieuczęszczany. Wynika to z kiepskiej dostępności tego terenu – osłonięty jest lasem i nie przebiega tędy żadna utwardzona droga. Nie ma tu też żadnej przeprawy przez wyjątkowo szerokie koryto rzeki Wdy. Wiele z napotkanych przeze mnie dróg nie figuruje nawet na mapach. Nad samą rzeką, krawędzią brzegu wije się ledwie widoczna ścieżka prowadząca od zapory wzdłuż leśnego fragmentu zakola rzeki. Brzeg jest tutaj stromy, tworzy skarpy porośnięte opadającymi w kierunku lustra wody drzewami. Liczne cyple wcinające się w koryto rzeki tworzą przepiękne, lecz ciężko dostępne punkty widokowe. Uderzająca jest panująca tutaj cisza, mącona jedynie śpiewem ptaków i szmerami lasu. Pierwsza wyprawa w te rejony była tylko krótkim rozpoznaniem, lecz z pewnością nie raz tu wrócę aby lepiej poznać ten malowniczy, dziki wręcz zakątek.

Widok na prawy brzeg zbiornika w kierunku źródła rzeki Wdy.
Liczne obalone, zmurszałe pnie drzew nad brzegiem zbiornika.
Zachodni kraniec lasu okalającego zbiornik, widok na rzekę Wdę.
Rzeka Wda w okolicy miejscowości Spławie, kraniec boru otaczającego zbiornik.

Piesza wędrówka Żur – Skarszewo

19 marca 20222.

Wędrówka Żur – Skarszewo była jednym z etapów przygotowań wytrzymałościowych do zawodów „Ultra Nordic Walking World Records 2022”. Był to pierwszy obszerniejszy dystans od długiego czasu, celem było pokonanie go w relatywnie lekkim, lecz równym tempie z jak najmniejszą ilością przerw i postojów. Pomimo czysto treningowych założeń, zabrałem ze sobą nieodłącznego ostatnio towarzysza – niewielki, kompaktowy aparat fotograficzny, którego od niedawna mam zawsze przy sobie, zwłaszcza podczas dłuższych wyjść w nieznane i ciekawe tereny. Trasę rozpocząłem w miejscowości Żur, nieopodal ujścia Sobińskiej Strugi do rzeki Wdy. Początkowo kierowałem się lasem wzdłuż Strugi na wschód, aby w okolicy osady Nowe Laskowice przyjąć główny, południowy kierunek marszu. Mijając bagienne tereny, dotarłem do krawędzi boru nieopodal wsi Buczek. Pośród pagórkowatej, rolniczej scenerii, piaszczysto-szutrowymi drogami polnymi dotarłem do miejscowości Krąplewice, gdzie pokonałem pierwszy asfaltowy etap wędrówki. Nieopodal Nowych Krąplewic rozpocząłem kolejny leśny etap trasy. Przecinając malowniczą linię kolejową z Laskowic Pomorskich do Wierzchucina, trafiłem do miejscowości Bedlenki, położonej nad urokliwym rozlewiskiem Wdy. Kontynuując leśną wędrówkę na północ, dotarłem nieopodal jeziora Deczno, gdzie z powodu ograniczenia czasowego skierowałem się drogą asfaltową do Skarszewa, kończąc tam marsz. Nieco ponad połowa trasy pozwalała na użycie pełnej techniki Nordic Walking, niestety kamieniste drogi polne oraz etapy asfaltowe zmuszały do naturalnego marszu z zastosowaniem kijów jako obciążenia dla pracy ramion. Pierwotnym celem marszu było Świecie lub nawet Chełmno, co pozostaje kolejnym wyzwaniem treningowo-turystycznym przed wspomnianymi zawodami.

Bagniste tereny leśne nieopodal osady Nowe Laskowice
Malownicza krawędź lasu we wsi Buczek
Niewielki wiadukt na XIX-wiecznej, pruskiej linii kolejowej Laskowice Pomorskie – Wierzchucin
Praca mrówek w leśnym mrowisku
Brukowana, spadzista droga prowadząca do rozlewiska rzeki Wdy w miejscowości Bedlenki
Rozlewisko Wdy w Bedlenkach

Trasa:

Dystans:20 km
Nawierzchnia:mieszana (miękkie drogi leśne i polne, fragmenty szutrowe i asfaltowe)
Mapa:Kliknij, aby przejść do mapy

Styczniowy weekend w Borach Tucholskich

22-23 stycznia 2022.

Sobota to marsz w wyjątkowo wietrznych warunkach w okolicach osady leśnej Nowe Laskowice. Wiatr, który w gęstym lesie nie był zbyt dokuczliwy, zauważalny był przede wszystkim w chwiejących się podczas podmuchów koronach drzew. Silne powiewy wydobywały z boru całe spektrum trzasków i trzeszczeń gałęzi. Charakterystyczny świszczący szum, najlepiej słyszalny wśród świerkowych fragmentów lasu, zaburzał zwykle towarzyszącą ciszę, tworząc niezwykle relaksujący seans dla ucha. Po niebie dynamicznie przesuwały się pasy szarych chmur, co rusz zmieniając swój kształt i wzajemnie na siebie nachodząc, zwiastując przy tym nadchodzące opady śniegu.
Niedziela była dniem zupełnie odmiennym – pozbawionym wiatru i smętnie, jednolicie pochmurnym. Trening odbywał się w delikatnie pofałdowanej okolicy miejscowości Brzeziny, gdzie fragmenty lasu poprzecinane polami uprawnymi tworzą szeroką, pozbawioną monotonii perspektywę. Na horyzoncie rozciągają się tu malownicze krawędzie lasu oraz pojedyncze gospodarstwa rozrzucone pomiędzy okolicznymi pagórkami. W samej miejscowości znajduje się zabytkowa bielona chata, kryta strzechą porośniętą intensywnie zielonym mchem. Na uwagę zasługuje zarówno stan budynku jak i ogrodu, które już na pierwszy rzut oka są dbale utrzymane. Okolica ta, bogata w malowniczo położone drogi gruntowe z pewnością będzie początkiem jeszcze niejednej wędrówki z kijami i dostarczy wielu interesujących zdjęć.

Trening na śniegu to dobra okazja do analizy elementów techniki Nordic Walking: długości kroku, punktu wbicia kija oraz ustawienia stóp.

Zima w Parku nad Starym Kanałem Bydgoskim

20 stycznia 2022

W Parku nad Starym Kanałem nastąpiła dziś nagła zmiana scenerii. Silne wiatry, które niosły ze sobą intensywne śnieżyce spowodowały, że posępny i błotnisty, późnojesienny krajobraz w mgnieniu oka przykryty został grubą warstwą białego, chrupkiego puchu. Intensywne przebłyski słońca pojawiające się pomiędzy kolejnymi szpalerami chmur, swoim energetyzującym działaniem motywowały do wyjścia na trening. W parku zastała mnie prawdziwie śnieżna i słoneczna zima. Gruby, świeży śnieg tworzył idealne podłoże dla treningu Nordic Walking, zapewniając idealnie miękkie, głębokie wbicie oraz czynił marsz bardziej wymagającym. Blask ciepłych, zimowych promieni słońca, odbijających się od pobielonego gruntu stanowił ogromny kontrast dla wszechobecnej ostatnimi dniami szarzyzny. Niestety, nie trwało to długo, gdyż po chwili słońce zasłoniła potężna, szara śniegowa chmura. Jak się okazało, nie ostatnia podczas dzisiejszego treningu. W mgnieniu oka rozpętała się śnieżna zadymka, której towarzyszył bardzo silny wiatr. Zacinający śnieg tworzył równą, chrupką pokrywę, która niesamowicie szybko przyrastała. Konary drzew pokryły się białym, śniegowym nalotem, jeszcze bardziej potęgując efekt wszechobecnej jasności. W mgnieniu oka aura zrobiła się iście arktyczna, równie szybko jednak znikając i ustępując miejsca promieniom słońca. Wiatr momentalnie ucichł i niebo znów zrobiło się klarownie błękitne. Nie trwało to jednak długo, gdyż wkrótce dopadła mnie kolejna chmura, która zniknęła równie szybko jak się pojawiła, dokładając jednak kilka centymetrów śniegowej pokrywy. Do domu wróciłem w promieniach słońca, już zza okna obserwując kolejne kaprysy tej szalonej pogody. Dzisiejszy trening pozwolił mi sprawdzić się w naprawdę niecodziennych warunkach, co tylko potwierdza tezę, że nie ma złej pogody na Nordic Walking. Przy okazji zaowocował też kilkoma ujęciami tej przepięknej scenerii.

Rumlandy i Rejbruchy zimą

27 grudnia 2021.

Te dwie osady leśne o nietypowych nazwach znajdują się w Borach Tucholskich, nieopodal wschodniej granicy Wdeckiego Parku Krajobrazowego. Leżą na przeciwległych brzegach Sobińskiej Strugi, nieco ponad kilometr od jej ujścia do rzeki Wdy w miejscowości Żur. W okolicy przeważa las sosnowy, jednak jego monotonia przełamana jest licznymi stanowiskami modrzewia i świerku. Pośród drzew liściastych dominuje brzoza oraz samotne, bardzo stare dęby. Różnorodność występującego tu drzewostanu, w połączeniu z urozmaiconą rzeźbą terenu przecinaną strumieniami oraz mokradłami, czyni okolicę wyjątkowo ciekawą zarówno fotograficznie, jak i treningowo. Niezliczone kilometry dróg gruntowych stwarzają nieograniczone możliwości planowania treningów nordic walking na dowolnym dystansie, a co równie ważne, w otoczeniu wspaniale zachowanej, dzikiej przyrody.

Dzisiejszy trening odbył się w mroźnej, zimowej scenerii. Był to bezchmurny, słoneczny dzień o niczym niezmąconym, idealnie błękitnym niebie. Bezwietrzna pogoda i brak śpiewu ptaków sprawił, że w lesie panowała absolutna cisza, przerywana jedynie rytmicznym chrobotaniem śniegu pod stopami i uderzeniami kijów w twarde, zmrożone podłoże. Na gałęziach drzew mróz wyrzeźbił rozmaite wzory, których skomplikowane struktury tworzyły świetlny spektakl w intensywnych promieniach słońca. Oszronione pnie wysokich, pojedynczych sosen odbijały błękitną poświatę. Te niezwykłe zjawiska udało mi się uwiecznić, prezentuję więc kilka ujęć z zaśnieżonych, skrzących się w blasku słońca Borów Tucholskich.

Design a site like this with WordPress.com
Rozpocznij