XVI Bieg Czterech Jezior

8 lipca 2023, Skórcz

Pierwszy raz udało mi się namówić rodziców na start w zawodach nordic walking.

Rodzina w natarciu, właściwie to już po natarciu 🙂

Bieg Czterech Jezior to bardzo atrakcyjna impreza zarówno dla biegaczy jak i nordic walkerów. Coroczne zawody rozgrywane są w formule „bieg + marsz” i w tym roku doczekały się już XVI edycji.

Jeżeli zdecydujecie się uczestniczyć w biegu, wystartujecie na 15 kilometrowej leśnej trasie o mieszanej nawierzchni. Prowadzi ona wokół jeziora Czarne Północne i przebiega w okolicy trzech innych jezior, na co wskazuje nazwa imprezy

Na potrzeby marszu NW organizatorzy – Aktywni Kociewiacy – przygotowali odrębną, całkowicie terenową i nieco pofałdowaną pętlę, co rzadko zdarza się na zawodach w takiej formule i zasługuje na duży plus. Marszowy wariant trasy liczył standardowe w tej dyscyplinie 5 km , niestety nie przebiegał w sąsiedztwie żadnego jeziora. Szkoda, bo zwiększając trasę o około kilometr można by przeprowadzić ją w sąsiedztwie jeziora Głuche – w tak malowniczej okolicy zwiększa się apetyt na pokonywanie dłuższego kilometrażu 😉 Pomimo tego, trasa była urozmaicona – typowo leśne umiejscowienie wymagało pokonania kilku krótkich podejść, zejść i etapów korzenistych, którym należało poświęcić odpowiednią dozę koncentracji.

Zawody cieszyły się wysoką frekwencją – na starcie pojawiło się 300 biegaczy (wyczerpując całą pulę zapisów) oraz prawie setka nordic walkerów – w biegu uczestniczył między innymi senator Ryszard Świlski. Liczna pula zawodników zapewniła mocną rywalizację w obu konkurencjach. Czołówka marszu narzuciła naprawdę szybkie tempo – przełożyło się to na wyniki równie dobre jak na najbardziej znanych, typowo nordicowych imprezach.

Miasteczko zawodów na stadionie miejskim w Skórczu

Na frekwencję z pewnością miały wpływ wyjątkowo atrakcyjne nagrody – pozyskani sponsorzy ufundowali wysokie nagrody finansowe dla biegaczy oraz całą pulę upominków dostępnych dla wszystkich uczestników w losowaniu – między innymi wycieczkę zagraniczną, zegarki sportowe czy klimatyzację z montażem.

Bieg Czterech Jezior to naprawdę dobrze zorganizowana propozycja dla każdego, kto lubi połykać leśne kilometry biegiem lub marszem. Dużym atutem są ciekawe nagrody, nie tylko dla najlepszych. Do zobaczenia za rok wśród kociewskich lasów i jezior 🙂

Poczęstunek dla uczestników – kociewskie specjały: miody, grzyby, konfitury i inne 🙂

Trasa:

Dystans:5 km
Nawierzchnia:gruntowa
Profil:płaski
Idealna do:nordic walking
Punkt orientacyjny:Stadion miejski w Skórczu:
https://osm.org/go/0PJIgOq1A-?m=

„Prawie się udało”, czyli XII Otwarte Sztafetowe Mistrzostwa Polski w Maratonie

Największym atutem zawodów w Białym Borze jest malownicza i wymagająca trasa wokół jeziora Łobez. Ze względu na mocno pofałdowany profil, wymaga ona dobrego przygotowania zarówno wydolnościowego, jak i siłowego oraz technicznego. Na płaskich trasach możemy zobaczyć wielu bardzo szybkich zawodników, jednak pętla w Białym Borze mocno selekcjonuje. Na dobry wynik mogą tu liczyć jedynie zawodnicy wszechstronni – wydolni, dość silni i prezentujący dobrą technikę. Cała trasa to cykl kilku lub nawet kilkunastu krótkich i raczej stromych podejść z dłuższymi i łagodniejszymi zejściami. Daje to przewagę zawodnikom, którzy nie traktują zejść „relaksacyjnie”, lecz potrafią przy drobniejszym kroku utrzymać wysoką kadencję i maszerować w dół naprawdę szybko. Na tych, których „poniosło”, czekali ustawieni wzdłuż trasy sędziowie, czujnie sprawdzając czy szybki krok nie zmienia się już w trucht. Były ostrzeżenia, były nawet dyskwalifikacje. Dla mnie, jako osoby z bodajże najbardziej równinnego regionu w kraju, trasa ta była ciekawą i dość wymagającą odskocznią od codziennej rutyny treningowej.

Start mężczyzn na dystansie maratonu, prowadzi Marcin Rosak

W Białym Borze starowałem pierwszy raz. Wybraliśmy się tam liczną grupą reprezentującą toruńskie Stowarzyszenie „Wytrwam”. Wystawiliśmy trzy sztafety – męską, żeńską oraz mieszaną. Mi przypadła rola drugiego zawodnika w sztafecie męskiej. Dystans do pokonania – nieco ponad 12 km, czyli trzy pełne pętle wokół jeziora. Przed startem nie zapoznawałem się z przebiegiem ani profilem trasy. „Trzy pętelki wokół jeziora, pewnie płasko jak na blacie stołu. Na bank będą ładne widoki, będzie ciekawie” – pomyślałem. „W półtorej godziny powinno się udać” – snułem w głowie swój personalny cel. Dojeżdżając na zawody i obserwując pagórkowaty krajobraz okolicy poczułem, że mogą być z tym kłopoty. Już pierwszy kilometr trasy upewnił mnie w tych obawach, zwłaszcza zderzenie z górką niedaleko za linią startu. Niedogrzane piszczele momentalnie dały o sobie znać, jednak rzut oka na zegarek potwierdził, że nie mogę zwalniać. Wykorzystując zejście, udało mi się przyspieszyć, ochłonąć i „otrzaskać” z sytuacją po chwilowym szoku. Na szczęście w połowie pierwszej pętli wszystkie problemy mięśniowe odpuściły, byłem w stanie spokojnie atakować górki i utrzymywać odpowiednie tempo na zejściach. Na koniec pętli organizatorzy zaplanowali przejście przez drewniany mostek, który okazał się dość mocnym „spowalniaczem”, skutecznie wybijając z rytmu. Zaraz za mostkiem, kręty fragment gruntowej ścieżki prowadził już do samej mety. Na mecie szybka zmiana kijów – pozwoliłem sobie na test porównawczy w warunkach „bojowych” i zabrałem na zawody dwa komplety. Były to modele Fizan Carbon 3K w dwóch wersjach – standardowej oraz Impulse, czyli z zagiętą rękojeścią. Na pierwsze okrążenie zabrałem wersję Impulse, która daje dużo lepszy chwyt i odepchnięcie, jednak przy szybszym ściganiu robi się „al dente”. Kolejne dwie pętle pokonałem używając już nieco sztywniejszej, standardowej wersji, czując jednak gorszą pracę pleców i przede wszystkim słabszy chwyt, zwłaszcza palca małego i serdecznego. Ugięta rękojeść okazuje się naprawdę ergonomicznym patentem – gdyby tylko producent dopracował sztywność tego modelu, byłyby to kije „rakietowe”. Po kilkuset metrach „przestawiłem się” na inny układ dłoni, było to ciekawe wrażenie, pierwszy raz testowane w warunkach rywalizacji.

Niezbędne wyposażenie każdego nordic walkera 😀

Pozostałe dwie pętle pokonywałem w równym tempie, mając w głowie tylko jeden cel – plecy zawodników przede mną. Dobrą strategią utrzymywania tempa na tak trudnej trasie było łapanie maratończyków. Ze względu na dużo większy dystans, utrzymywali przeważnie nieco niższe tempo marszu, oczywiście za wyjątkiem czołowych zawodników. Pozwalało to koncentrować myśli tylko na jednym – gonieniu osoby przed sobą. Z głowy znikało rozmyślanie typu „czy tempo cały czas jest odpowiednie” skutkujące częstym zerkaniem na zegarek. Pojawiła się czysta intuicja, każąca znaleźć się jak najszybciej przy poprzedzającym zawodniku. Taką metodą „żabich skoków” cały dystans udało się pokonać w 1h:31min:30sek, czyli nieco ponad półtorej minuty poza założonym czasem. Pomimo wewnętrznego wrażenia dużej dynamiki, tempo na kolejnych pętlach było dość równe – różnica czasowa pomiędzy poszczególnymi okrążeniami nie przekraczała kilkunastu sekund.

Koniec moich zmagań, teraz wszystko w rękach (i nogach) Sławka 😉

Czas rywalizacji upłynął mi błyskawicznie, nie było tu ani chwili nudy czy monotonii. Pełna para na podejściach, szybka kadencja na zejściach. Unikanie korzeni, śledzenie rywali z przodu. Tempo i tętno. Tylko od czasu do czasu udawało się skierować wzrok na spokojną taflę wody jeziora Łobez. Dzień był chłodny i posępny, po niebie niespiesznie przesuwały się bure chmury zwiastujące pogorszenie pogody. „Półtorej minuty w plecy, prawie się udało” –pomyślałem. Biorąc pod uwagę jedną wielką niespodziankę, jaką okazała się dla mnie trasa w Białym Borze, był to zadowalający debiut. Z pewnością wrócę tu za rok, być może na „coś więcej” niż 12 km… 😉

Pełen skład sztafety męskiej Stowarzyszenia „Wytrwam”

Rowerem do Łowiczka

6 listopada 2022.

Rowerowa wizyta w Łowiczku była jedyną w tym roku wycieczką „tematyczną”, gdyż cały sezon upłynął mi na treningach i startach w zawodach nordic walking. Chcąc urozmaicić sportową rutynę i przy okazji sprawdzić rezultaty ostatnich modyfikacji w rowerze turystycznym, zdecydowałem się na małą wyprawę po okolicy. Pogoda ułatwiała zadanie – słoneczny i bezchmurny, wczesnozimowy dzień zachęcał do połykania kilometrów w siodle rowerowym. Podczas jazdy dało się słyszeć świst delikatnych, zimowych podmuchów wiatru, dobrze znany w tych równinnych stronach. Miłe wrażenie sprawiało charakterystyczne „pieczenie” orzeźwiającego, delikatnie mroźnego powietrza oraz smak chłodnej kawy zbożowej w bidonie.

Celem wypadu był drewniany, barokowy kościół w Łowiczku, który jakiś czas temu przeszedł remont. Położony na skraju wioski w otoczeniu pól, stanowi charakterystyczny punkt przerywający monotonię równego, rolniczego krajobrazu. Otoczony rzędem drzew, wraz z drewnianą dzwonnicą oraz błyszczącym w słońcu, metalicznym zwieńczeniem wieżyczki, stanowi atrakcyjną enklawę, której niewątpliwie warto poświęcić chwilę podczas pobytu w okolicy. W miarę możliwości, warto zajrzeć do środka kościółka – jest on dość bogato zdobiony, klimat wnętrza potęguje charakterystyczny zapach wiekowego drewna.

Odwiedzając to miejsce przetestowałem nowy, równiutki asfalt na odcinku Łówkowice – Łowiczek. Do niedawna była to bodajże najgorsza droga w okolicy, obecna nawierzchnia pozwala w komfortowych warunkach dostać się z Nieszawy w kierunku Osięcin, otwierając nową trasę wyprawową w głąb Kujaw. Zwłaszcza kolarze szosowi z pewnością odczują różnicę. Podczas powrotu zaliczyłem, standardowy u mnie, szybki rzut oka na Wisłę z perspektywy przystani promowej w Nieszawie.

Trasa

Korona Północy Polski – Żukowo 2022

16 lipca 2022.

Podczas deszczowych zawodów w Żukowie zdobyłem piąte miejsce w klasyfikacji generalnej na dystansie 5 km, natomiast rozczarowujący był dla mnie fakt, że byłem jedynym zawodnikiem startującym w kategorii wiekowej M30-39.

Dekoracja bardzo „mocno” obsadzonej kategorii wiekowej 😀

Zawody przeprowadzono na ciekawej trasie położonej w żukowskim Parku nad Jeziorkiem. Składała się ona z dwóch pętli. Mniejsza pętla była jednokilometrowym okrążeniem znajdującego się w centrum parku niewielkiego, malowniczego jeziora. Większa pętla zawierała okrążenie jeziora, następnie prowadziła wzdłuż parku do dość stromego podejścia, aby po okrążeniu lokalnego stadionu, wyznaczonym „zygzakiem” sprowadzić zawodników w dół do miejsca startu. Większa pętla liczyła dwa kilometry. Cała trasa była głównie gruntowa i trawiasta, z niewielkim dodatkiem miękkiej nawierzchni mineralnej oraz kamienistym, dość stromym podejściem. Nawierzchnia ta, za wyjątkiem podejścia, dawała duży komfort wbicia kijów, co ułatwiało utrzymywanie prawidłowej techniki. Również profil trasy, z powtarzającym się na pętlach wzniesieniem, urozmaicał współzawodnictwo.

Tuż po starcie, rozpoczęcie pętli wokół jeziora.

Rywalizacja na dystansie pięciu kilometrów zakładała pokonanie jednej małej oraz dwóch dużych pętli. Podczas dwóch pierwszych okrążeń jeziora czołowi zawodnicy narzucili naprawdę szybkie tempo. Sprzyjała temu nasiąknięta deszczem nawierzchnia mineralna, która stanowiła miękkie, zarazem jednak sprężyste podłoże. Wypracowaną przez nich przewagę udawało mi się systematycznie redukować na podejściu w kolejnych pętlach – dobrze zbudowani, wysocy zawodnicy mocno tracili na stromej, kamienistej ścieżce. Wspinaczka pod górę była jedynym momentem w którym udawało mi się wręcz wyprzedzić kilku zawodników. Tempo redukowało równie strome zejście – trawa mokra od towarzyszącego cały dzień deszczu oraz spora ilość korzeni, wymagały dość selektywnej pracy stóp i nie pozwalały na uzyskanie szybkiej kadencji.

„Zygzak” kończący dość strome, widoczne pod lasem zejście.

Po wejściu na metę i odczytaniu dystansu z zegarka okazało się, że pokonałem jedynie 4,3 kilometra w czasie 30:43. Pierwsza myśl – nie zrozumiałem trasy i brakuje jeszcze jednego „małego” okrążenia. Niewiele się zastanawiając, ruszyłem maksymalnym tempem pokonać jeszcze jedną pętlę wokół jeziora. Po powrocie na metę z dystansem łącznym 5,2 km okazało się, że nie było to potrzebne i mam jedno nadmiarowe okrążenie. Mimo tego sklasyfikowano mnie prawidłowo, jednak niedomiar trasy wywołał spore zamieszanie. Dało się to odczuć zwłaszcza na dystansie półmaratonu – zawodnicy mieli duży problem z ustaleniem ilości pozostałych do pokonania okrążeń.

Podsumowując, głównym atutem zawodów w Żukowie jest naprawdę ciekawa trasa. Krótkie, lecz urozmaicone pętle zawierają obejście cieszącego oko jeziora oraz podejście wraz z zejściem. Po dwukrotnym pokonaniu założonej pętli dało się już poczuć siłowe zmęczenie nóg – półmaraton zakładał pokonanie wzniesienia dziesięć razy, co samo w sobie jest już wyzwaniem. Dobrze dobrana nawierzchnia sprzyja technicznym zmaganiom o Zieloną Kartkę, czyli wyróżnienie za technikę marszu. Główny minus to prawdopodobnie bardzo znaczący niedomiar trasy. Nawet zakładając niedokładność lub brak uwzględnienia przewyższeń w odbiorniku GPS, pokonanie przeze mnie tak pofałdowanej trasy w czasie mniejszym niż 31 minut jest niemożliwe, co definitywnie wskazuje na kilkaset metrów niedomiaru. Dodatkowe zamieszanie wprowadzają dwa warianty pętli, jeden nieprawidłowo wybrany zakręt może wyeliminować zawodnika z rywalizacji. Wprowadzenie wariantów pętli wydaje się dziwne zwłaszcza w kontekście dużego niedomiaru trasy.

Miasteczko zawodów – punkt Start/Meta.

Niezależnie od problemów organizacyjnych, demotywująco zadziałał na mnie fakt bycia jedynym reprezentantem kategorii wiekowej 30-39 lat wśród mężczyzn. Pozostaje czekać, aż tak fenomenalna dyscyplina jaką jest Nordic Walking, przestanie być traktowana przez młodych jako aktywność zarezerwowana jedynie dla seniorów. Mam nadzieję, że w przyszłych sezonach pojawią się rywale w moim wieku, wtedy satysfakcja ze współzawodnictwa będzie z pewnością dużo większa.

Napotkane na MOPie podczas dojazdu, tak trzeba żyć 😉

Puchar i Mistrzostwa Polski Skrwilno 2022

9 lipca 2022.

Etap Pucharu Polski Nordic Walking w Skrwilnie, czyli mój pierwszy start na pięć kilometrów w tym sezonie oraz debiut w drużynie Stowarzyszenia Kultury Fizycznej „Wytrwam” okazał się wyjątkowo udany. Reprezentacja Stowarzyszenia obstawiła podium zdobywając łącznie dziewięć miejsc w kategoriach wiekowych na wszystkich trzech dystansach. Mój osobisty sukces to zdobycie trzeciego miejsca w kategorii wiekowej oraz jedenastego w klasyfikacji generalnej z czasem 33:57. Indywidualny cel – przebicie 35 minut – osiągnięty z minutową nawiązką. Oznacza to utrzymanie formy z zeszłego sezonu, pomimo typowo „zimowych” przygotowań – wyłącznie treningów podstawowych (tlenowych) oraz niekiedy ogólnorozwojowych. Do życiówki zabrakło sekundy lub dwóch, lecz myślę, że włączenie treningów tempowych oraz interwałowych pozwoli poprawić wynik jeszcze w tym sezonie.

Dekoracja zawodników w kategorii M30-39

Niezwykle kręta trasa zawodów, ułożona na terenie Nadleśnictwa Skrwilno oraz parku znajdującego się przy rzece Skrwie, wydawała się być wytyczona nieco na siłę. Tylko około połowa trasy biegła po nawierzchni leśnej, wzorcowej do uprawiania Nordic Walking. Wmieszanie w jej przebieg fragmentów chodnikowych, przejścia przez asfaltową ulicę oraz wąskiej ścieżki z nawierzchni mineralnej, nie sprzyjało utrzymywaniu właściwej techniki marszu. Być może stąd wynikała niezwykle duża ilość żółtych kartek – na około dwustu startujących zawodników przyznano ich nieco ponad sto, niektórym uczestnikom wielokrotnie. Momentami trasa była wręcz niebezpieczna – dość głęboka koleina przylegająca do utwardzonej ścieżki stwarzała realne zagrożenie kontuzją. Było to kłopotliwe zwłaszcza w momencie, gdy na trasie znaleźli się zawodnicy z dystansu „sprinterskiego”, którzy musieli wyprzedzać startujących w dłuższych konkurencjach. Mam wrażenie, że przy wytyczaniu trasy bardziej liczył się walor krajobrazowy niż techniczna poprawność rywalizacji. Przepiękny park z malowniczym mostkiem nad snującą się w okolicy rzeczką jest niewątpliwie ciekawą atrakcją turystyczną, niekoniecznie jednak miejscem dobrym na organizację imprezy Nordic Walking, zwłaszcza rangi Mistrzostw Polski. Niekorzystne wydaje się także bardzo mocne rozbicie kategorii wiekowych, w niektórych przypadkach nawet co pięć lat. Moim zdaniem nie sprzyja to rywalizacji – przez tak mocny podział, w niektórych kategoriach startowały dosłownie po dwie osoby, co nie pozwalało nawet zapełnić podium. Ciężko jednak winić organizatora za frekwencję. Nieco ponad dwieście osób na imprezie rangi mistrzowskiej to niezbyt liczne grono.

Pomimo tych niedogodności warto też zwrócić uwagę na atuty imprezy w Skrwilnie. Pętla o długości pięciu kilometrów dawała większy komfort rywalizacji w stosunku do często spotykanego wariantu dwu i pół kilometrowego. Było to szczególnie istotne dla zawodników startujących w półmaratonie. Kolejny aspekt to zdecydowana poprawa sędziowania, zarówno ze względu na ilość sędziów jak i wprowadzenie kar czasowych dla zawodników z większą ilością żółtych kartek. W dyscyplinie, której główna wartość zdrowotna osiągana jest tylko pod warunkiem utrzymania poprawności technicznej, pilnowanie tej poprawności zawsze powinno stać ponad czystym wynikiem czasowym. Kwestii zasadności przyznawania ostrzeżeń poszczególnym zawodnikom nie jestem w stanie ocenić. Zawsze jednak zakładam, że na trasach zawodów renomowanych federacji stoją kompetentni sędziowie. Otrzymałem jedną pochwałę oraz dwie drobne uwagi, które moim zdaniem były trafne, więc osobiście zarzutów co do jakości sędziowania nie mam. Brakuje jednak elementu znanego chociażby z cyklu „Korona Polski”, czyli nagradzania zawodników prezentujących najlepszą technikę. Wydaje mi się, że motywowanie do poprawy poprzez wyróżnienie ma bardziej pozytywny wpływ niż system kartek i kar czasowych.

Miłym zwieńczeniem imprezy był występ lokalnej orkiestry dętej pod koniec zawodów i podczas wręczania nagród. Moim zdaniem muzyka na żywo zawsze się obroni, stworzyło to naprawdę przyjemny klimat i urozmaiciło dekorację.

Do Skrwilna z pewnością wrócę za rok, sprawdzić się na malowniczej, oby mniej krętej trasie.

Mój debiut w drużynie Stowarzyszenia „Wytrwam”

Wiosenna wędrówka Żur – Osie

30 kwietnia 2022.

Piesza wędrówka z Żuru do Osia wśród wiosennej, budzącej się przyrody. Był to typowo rekreacyjny, szybki spacer z aparatem w ręku i dużo zabawy w makrofotografię. W samym Osiu uchwyciłem kilka ciekawych zabytków architektury drewnianej – cały czas zamieszkane drewniane chaty, utrzymane w naprawdę dobrym stanie.

Trasa:

Dystans:12 km
Nawierzchnia:gruntowa, szutrowa, asfaltowa
Profil:płaski
Idealna do:power walking/aktywny marsz
Punkt orientacyjny:Parking przy stawach hodowlanych, Żur:
https://osm.org/go/0PIE_g_1W?m=

Ultra Nordic Walking World Records 2022

23 kwietnia 2022.

Pomysł uczestnictwa w długodystansowych zawodach Nordic Walking chodził mi po głowie od bardzo dawna. Zastanawiało mnie przede wszystkim, jakiego rzędu odległości można pokonać posługując się pełną techniką, na ile to rzeczywiście pomaga w marszu, ile będę w stanie utrzymać wydłużony krok i intensywną pracę ramion. Ciekawiła mnie zwłaszcza różnica pomiędzy efektywnością naturalnego marszu a Nordic Walking na dystansach maratonu i dłuższych – jednym z moich ulubionych zajęć są dalekie piesze wędrówki, zawsze chciałem wzbogacić je o użycie kijów. Okazja do zbadania moich narastających wątpliwości pojawiła się już całkiem niedługo.

Gdy dowiedziałem się o zawodach Ultra Nordic Walking World Records 2022, decyzja zapadła dosłownie w klika sekund. Ultramaraton Nordic Walking w mieście do którego akurat się przeprowadzałem, sędziowana trasa w malowniczej okolicy, klika wariantów dystansowych i czasowych – po prostu nie mogło mnie tam nie być. Wybrałem wariant dwunastogodzinny. Zasada jest bardzo prosta – zawodnicy poruszają się po pętli obstawionej sędziami przez dwanaście godzin – kto przejdzie dłuższy dystans, ten wygrywa. Było to prawie rok przed samym startem, więc należało opracować przynajmniej ogólny plan przygotowań. Zakładał on półmaratony Nordic Walking co dwa-trzy tygodnie i przynajmniej dwa maratony w kilkumiesięcznych, w miarę równomiernych odstępach. Oczywiście, jak to bywa z ambitnymi planami, często nie udaje się ich w pełni zrealizować. Tak też było w moim przypadku – do dnia startu miałem na koncie jeden półmaraton Nordic Walking i kilka dłuższych pieszych wędrówek. Oczywiście pomijam tu codzienną rutynę treningową, czyli kilkukilometrowe dystanse i ćwiczenia wzmacniające. Dłuższe jednostki treningowe pozwoliły, przynajmniej pobieżnie, sprawdzić obuwie, ubiór, żywność i całą tę „logistykę” mającą zapewnić mi znośne samopoczucie przez cały czas trwania rywalizacji.

Sobota, 23 kwietnia 2022, zapowiadała się słonecznie. Poranne słońce, brak wiatru oraz prognoza wykluczająca opady zwiastowała udaną rywalizację w dobrych warunkach. To już dużo, zwłaszcza że zawodnicy startujący na 100 mil musieli spędzić na trasie ponad 24 godziny. Około ósmej rano, wraz ze spontanicznie zorganizowanym supportem – moim tatą, zameldowaliśmy się w biurze zawodów na terenie Osady Leśnej Barbarka. Rozpakowaliśmy zapasową odzież w specjalnie wyznaczonej hali i udaliśmy się do strefy bufetu, będącej jednocześnie punktem startu i zakończenia trasy w formie pętli. Tam rozłożyliśmy żywność – soki owocowe i warzywne, dwie kiście bananów, wafle ryżowe i gruzińskie chaczapuri. Do tego jakieś drobniejsze przekąski, właściwie wszystko, co nasunęło się pod rękę w domu i miało jakiekolwiek węglowodany. Wtedy jeszcze wydawało mi się, że jest to naprawdę dobrze skompletowana dieta.

Odprawa przed startem.

Start zaplanowany był na godzinę 9.00. Bezpośrednio przed tym odbyła się krótka odprawa, omówienie trasy i zasad współzawodnictwa a także sprawdzenie długości kijów. Po dziesięciosekundowym odliczaniu, punktualnie o wyznaczonej godzinie, wraz z kilkunastoosobową grupą ruszyłem na trasę mojego pierwszego w życiu ultramaratonu.

Start zawodników rywalizujących w konkurencji na 12 godzin.

Początkowe okrążenia przebiegły w luźnej atmosferze – był to właściwie pierwszy moment, w którym można było spokojnie porozmawiać ze znajomymi, wcześniej każdy zajęty był rozkładaniem żywności, odzieży i załatwianiem niezbędnych formalności. Kilka początkowych okrążeń pokonałem ze znajomym w założonym przez niego tempie, które mi także odpowiadało. W pewnym momencie zaczęła wyprzedzać nas jedna z utytułowanych zawodniczek, startująca na dłuższym dystansie. Szybka myśl – spróbować utrzymać jej tempo. Nie było w tym żadnej kalkulacji, czysta intuicja. Zwłaszcza nie zważałem na fakt, że był to dopiero początek, być może druga godzina zmagań. Po dwóch szybkich okrążeniach ujawnił się pierwszy popełniony przeze mnie błąd – zbyt ciepła odzież. Temperatura rano wynosiła zaledwie kilka stopni, wobec tego zdecydowałem się na długie spodnie i bluzę z długim rękawem. „Ściganie się” w tak ciepłej odzieży poskutkowało przegrzaniem, skokiem tętna, co zmusiło mnie do całkowitej zmiany odzieży. Na szczęście była to dobra „inwestycja” czasowa – kilkanaście minut postoju sprawiło, że powróciło uczucie rześkości i komfortu termicznego. Pozwoliło to sprawnie „połykać” kolejne okrążenia.

Początek zmagań.

Przejście przez granicę maratonu okazało się niezwykle problematyczne. Po trzydziestym kilometrze dopadł mnie dość mocny kryzys, związany przede wszystkim z niedostatecznym dotychczas odżywianiem oraz problemem z butami. Zaniedbywanie odżywiania przez początkowe okrążenia poskutkowało wyjątkowo nieprzyjemnym spadkiem siły. Do tego konieczność zmiany butów i skarpet. Jak się okazało, zwykłe bawełniane skarpety zupełnie nie nadają się do pokonywania tak długich dystansów, gdyż gromadzą wilgoć zamiast ją odprowadzać. Spowodowało to irytujące otarcia na stopach, które wkrótce zamieniły się w piekące bąble. Czujny sędzia zauważył moją chwilową niedyspozycję – zalecił mi kilkanaście minut odpoczynku oraz prewencyjnie zmierzył saturację. Dłuższa przerwa „obiadowa” oraz wymiana całej obuwniczej garderoby, pozwoliły mi wrócić na trasę. Wymagało to jednak wewnętrznej samomotywacji, składającej się głównie ze strumienia niecenzuralnych wyrażeń.

W okolicy strefy bufetu – Osada Leśna Barbarka

Kolejne kilometry były wewnętrzną walką o każde okrążenie. Przypadły one na wczesne popołudnie, czyli najcieplejszą porę dnia. Na niezadrzewionych fragmentach trasy panowała dość wysoka temperatura, słońce na bezchmurnym niebie powodowało wrażenie spiekoty. Okrążenia pokonywałem wtedy „dwójkami” i „trójkami”, przedzielonymi krótszymi i dłuższymi przerwami, aby nie myśleć o całkowitym dystansie. Planowanie tylko kilku okrążeń wprzód okazało się bardzo dobrą strategią myślową, pozwalało odciągnąć głowę od faktu konieczności maszerowania jeszcze przez co najmniej kilka godzin i sprawnie zaplanować żywienie oraz przerwy. Dobrym pomysłem było także podjadanie z bufetu orzeźwiających przekąsek – kawałków pomidorów, bananów oraz pomarańczy – na każdym okrążeniu. Wymagało to jedynie chwilowego zatrzymania, pozwalało natomiast dostarczyć niezbędne mikroelementy oraz utrzymać uczucie orzeźwienia. Warto zwrócić uwagę na fenomenalną pracę wolontariuszy w strefie bufetu, którzy pilnowali, aby zawodnicy mieli cały czas „pełną michę”. Można było wręcz zamówić napój lub kanapkę na zapas – na następnym okrążeniu przygotowane posiłki czekały już na zawodnika. To właśnie ta fenomenalna opieka nad zawodnikami sprawiała, że pomimo okrutnego zmęczenia, dało się do końca zachować poczucie komfortu.
Po południu i pod wieczór temperatura zaczęła spadać, zwiększał się także wiatr. Nastały warunki, w których czułem się najlepiej. Częstsze posiłki i krótkie, ale regularne przerwy pozwoliły mi odzyskać siły. Wtedy udało się też zwiększyć tempo i płynność pokonywania okrążeń, wszelkie kryzysy odpuściły, samopoczucie ustabilizowało się. Ten stan udało się utrzymać aż do samego końca. Finałowi naszych zmagań towarzyszył malowniczy, czerwieniący nieliczne chmury zachód słońca. Po nastaniu wieczornej szarości, organizatorzy poinformowali nas o konieczności użycia latarek czołowych. Wtedy właśnie rozpoczął się najbardziej urokliwy etap marszu – cała trasa oznaczona była odblaskowymi słupkami, w świetle latarki tworzyło to wrażenie poruszania się po leśnej „autostradzie”. Gdzieś w oddali migały czerwone lampki poprzedzających zawodników, ich sylwetki nie były już widoczne w mroku. Wiatr osłabł, w lesie nastała nocna cisza, mącona jedynie rytmicznym stukotem kijów.

Oczekiwanie na domiar w świetle latarki czołowej. W tle widoczne ostatki zachodu słońca.

W tym niezwykłym nastroju, punktualnie o 21.00 zakończyłem swój pierwszy ultramaraton Nordic Walking. Na ostatnie okrążenie wyruszyłem z asystą jednego z organizatorów, który mierzył dokładny czas do końca i podał sygnał do zatrzymania się. Czekając na domiar dystansu mogliśmy podziwiać ostatnie promienie słońca na granatowo-purpurowym pasie horyzontu. Podczas dwunastu godzin rywalizacji udało mi się pokonać 72.6 km w pełnej technice marszu z kijami, za co zostałem wyróżniony przez sędziów. Szczególną uwagę chciałbym zwrócić na organizację zawodów – naprawdę kompetentni i mili sędziowie, stała opieka nad zawodnikami, pomocni wolontariusze w strefie bufetu, smaczne przekąski a nawet możliwość skorzystania z masażu u fizjoterapeutki. Wszystko to stworzyło niezwykły, naprawdę przyjazny klimat. Myślę, że każdy zawodnik czuł się tu „jak u siebie” i wróci na kolejną edycję zawodów za rok. Ja z pewnością i każdemu polecam.

Dekoracja zawodników następnego dnia. Odbiór wyróżnienia za najlepszą technikę Nordic Walking.

Zawody te były dla mnie cenną lekcją, przede wszystkim strategii i organizacji. Poniżej zestawiam zbiór wszystkich elementów do poprawy na następne ultramaratony:

  • Lekka odzież od samego startu aby uniknąć przegrzania. Wydaje mi się, że lepiej ubrać się za lekko i ewentualnie nałożyć na siebie coś dodatkowego w trakcie marszu, niż przegrzać się i dopiero wtedy chłodzić.
  • Naprawdę dobre buty, najlepiej dwie pary. Stopa podczas tak długiego marszu nabrzmiewa, więc warto wziąć buty o rozmiar większe niż te na krótkie treningi. W moim przypadku dobrze sprawdzają się buty z szerokim śródstopiem, pozwalają uniknąć odcisków między palcami i krwiaków pod paznokciami.
  • Poliestrowe, sportowe skarpetki. Żadnych elementów bawełnianych. Bardzo przydatne są także stuptuty, które zapobiegają dostawaniu się kamieni i pyłów do buta.
  • Częste, regularne i krótkie przerwy zamiast rzadszych i dłuższych. Częste i regularne posiłki oraz napoje w niewielkich porcjach, nawet gdy aktualnie nie chce nam się jeść lub pić.
  • Napoje elektrolitowe. Soki owocowe i warzywne sprawują się nieźle, natomiast warto zaopatrzyć się także w dedykowany napój elektrolitowy.
  • Równe, własne tempo. Gonienie mocniejszych zawodników w przypadku tak długich zawodów może zakończyć się potężnym kryzysem.
  • Dobre przygotowanie treningowe. Wielu błędów można uniknąć, znając swoje możliwości na wcześniej pokonanym dystansie, np. maratonu. Jest to także dobry test żywności, odzieży i obuwia.
  • Myślenie etapami, rozkładanie strategii na najbliższe kilka okrążeń. Myślenie o całości dystansu może być demotywujące, zwłaszcza w chwilach kryzysu. Należy skupić się na kilku najbliższych okrążeniach i rozplanować przerwy według aktualnego samopoczucia.
  • Myślenie o kryzysach. Każdy kryzys przechodzi – najważniejsze to znaleźć jego przyczynę. Może być to źle dobrane tempo, niewłaściwe odżywianie, problemy ze sprzętem lub chociażby tymczasowa słabość. Najważniejsze, to zdać sobie sprawę, że jest to chwilowe i minie.
  • Support. Asysta osoby, która podaje żywność i napoje, bardzo skraca czas postojów. Poza tym zyskujemy kibica, który wspiera nas w gorszych momentach, co bardzo motywuje do dalszej walki.
Przygotowanie do startu w stylu „jakoś to będzie”.

Styczniowy weekend w Borach Tucholskich

22-23 stycznia 2022.

Sobota to marsz w wyjątkowo wietrznych warunkach w okolicach osady leśnej Nowe Laskowice. Wiatr, który w gęstym lesie nie był zbyt dokuczliwy, zauważalny był przede wszystkim w chwiejących się podczas podmuchów koronach drzew. Silne powiewy wydobywały z boru całe spektrum trzasków i trzeszczeń gałęzi. Charakterystyczny świszczący szum, najlepiej słyszalny wśród świerkowych fragmentów lasu, zaburzał zwykle towarzyszącą ciszę, tworząc niezwykle relaksujący seans dla ucha. Po niebie dynamicznie przesuwały się pasy szarych chmur, co rusz zmieniając swój kształt i wzajemnie na siebie nachodząc, zwiastując przy tym nadchodzące opady śniegu.
Niedziela była dniem zupełnie odmiennym – pozbawionym wiatru i smętnie, jednolicie pochmurnym. Trening odbywał się w delikatnie pofałdowanej okolicy miejscowości Brzeziny, gdzie fragmenty lasu poprzecinane polami uprawnymi tworzą szeroką, pozbawioną monotonii perspektywę. Na horyzoncie rozciągają się tu malownicze krawędzie lasu oraz pojedyncze gospodarstwa rozrzucone pomiędzy okolicznymi pagórkami. W samej miejscowości znajduje się zabytkowa bielona chata, kryta strzechą porośniętą intensywnie zielonym mchem. Na uwagę zasługuje zarówno stan budynku jak i ogrodu, które już na pierwszy rzut oka są dbale utrzymane. Okolica ta, bogata w malowniczo położone drogi gruntowe z pewnością będzie początkiem jeszcze niejednej wędrówki z kijami i dostarczy wielu interesujących zdjęć.

Trening na śniegu to dobra okazja do analizy elementów techniki Nordic Walking: długości kroku, punktu wbicia kija oraz ustawienia stóp.
Design a site like this with WordPress.com
Rozpocznij